Szerszej publiczności dał się poznać jako obdarzony wytwornym piórem autor powieści "Piętnaście dni na Dunaju" oraz "Podróży na Wschód". Był także redaktorem monumentalnego dzieła "Austro-Węgierska Monarchia w obrazie i słowie" zawierające opis krajów wchodzących w skład Monarchii Austro-Węgierskiej. Starał się więc pogodzić zamiłowanie do wojskowości i literatury. O rycerskości arcyksięcia krążyły legendy jak na przykład sprawa pewnej wieśniaczki, której, spotkanej na drodze podarował płaszcz i ciepłe rękawiczki. Był wielkim przyjacielem Węgrów, którzy otaczali go szacunkiem zwłaszcza za sympatie dla idei federacyjności monarchii habsburskiej. Mówił dobrze po węgiersku, serbsku, czesku a nawet ponoć po polsku.
Arcyksiążę Rudolf w wielu kwestiach sprzeciwiał się ojcu - cesarzowi Franciszkowi Józefowi. Zabiegał o zerwanie sojuszu z Niemcami i chciał aby Austria przystąpiła do ściślejszych relacji z Francją i Rosją. Uważał, że ojciec - cesarz Franciszek Józef tak naprawdę nie ma wielu przyjaciół i jest samotny. Wokół jego samobójczej śmierci narosło wiele mitów. Wiadomo było, że Rudolf od wielu lat przejawiał skłonności do depresji, był kobieciarzem, zaraził się choroba weneryczną.
Wynik polowania wiadomy
W 1887 roku w Łańcucie panowała zaraza ospy. Dlatego 2 lipca arcyksiążę nie zatrzymywał się w zamku, prosto kierując się do Julina. Na całej drodze przejazdu wspaniałego orszaku, dostojnego gościa witali mieszkańcy okolicznych miejscowości oraz żołnierze. Zaplanowane wcześniej polowanie zostało odpowiednio przygotowane, odpowiedni ludzie pouczeni, a zwierzyna przygotowana, tak aby oszczędzić arcyksięciu rozczarowań. Wyłapano bowiem w okolicznych lasach lisy i na noc przetrzymano zwierzęta w specjalnych klatkach.
W dniu polowania wypuszczono je... na specjalnych linkach, tak aby nie uciekły księciu sprzed nosa i aby mógł je swobodnie upolować. Nie było więc zaskoczenia dla wtajemniczonych, kiedy arcyksiążę trafił do zwierzyny; zadowolony rozwodził się na wieczornej wieczerzy o swoich nadzwyczajnych umiejętnościach. W następnych dniach gazety wiedeńskie rozpisywały się o tym, iż arcyksiążę w pod łańcuckich lasach upolować miał aż... siedem lisów. To się nazywa mieć farta!
artykuł dodany przez czytelnika
Arkadiusz Bednarczyk
REKLAMA
Oceń:
1 głos
Arcyksiążę Rudolf na polowaniu w Łańcucie..., 5.0000 out of 5 based on 1 ratings
Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług droga elektroniczna art 14 i 15 (Podmiot, który świadczy usługi określone w art. 12-14, nie jest obowiązany do sprawdzania przekazywanych, przechowywanych lub udostępnianych przez niego danych) wydawca portalu lancut.gada.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną. Przy komentarzu niezarejestrowanego użytkownika będzie widoczny jego ZAKODOWANY adres IP. Zaloguj/Zarejestruj się.